Friedrich-Carl Cranz
Generał Friedrich-Carl Cranz urodził się 14 listopada 1886 r. w Chełmnie (Kulm) w Prusach Zachodnich. Był uczestnikiem pierwszej wojny światowej, jednym ze współorganizatorów powojennej Reichswehry. 26 sierpnia 1939 r. przejął po Erichu von Mansteinie dowództwo nad 18. Dywizją Piechoty w Legnicy, z którą brał udział w napaści na Polskę. W 1940 r. wraz z legnicką dywizją walczył we Francji. 24 marca 1941 r. zmarł w lazarecie, po tym jak niefortunnie, tego samego dnia został trafiony na poligonie w Świętoszowie (Truppenübungsplatz Neuhammer) przez własną artylerię. Został pochowany na Cmentarzu Inwalidów w Berlinie.
Poniżej relacja dziennika "Liegnitzer Tageblatt" z 28 marca 1941 r. z ceremonii pożegnalnej w Domu Wehrmachtu w Legnicy.
Legnica żegna generała dywizji Cranza
Uroczysta żałobna parada przed Domem Wehrmachtu - ostatnie pożegnanie na granicy miasta za Siegeshöhe (Wzgórze Zwycięstwa)
W czwartek (27 marca) o godz. 10 rano Legnica uroczyście pożegnała komendanta dywizji, odznaczonego Krzyżem Rycerskim, Friedricha-Carla Cranza, któremu 24 marca tragiczny wypadek odebrał życie. Po żałobnej paradzie przed Domem Wehrmachtu kondukt pogrzebowy przeszedł aż po granice miasta, skąd trumna została następnie przewieziona samochodem do Berlina. W kondukcie wzięli udział i złożyli wieńce przy trumnie: generał dowodzący VIII Oddziału Armii i dowódca VIII Okręgu Wojskowego, generał piechoty Halm, korpus oficerski Garnizonu Legnica, przedstawiciele partii i państwa, Reichsarbeitsdienst (Służba Pracy Rzeszy), urzędów miejskich, generałowie Starej Armii i delegacje wszystkich jednostek wojskowych. Wraz z generałem dywizji Cranzem odchodzi jeden z najdzielniejszych i najzdolniejszych komendantów dywizji. Człowiek, któremu dane było wmaszerować przed kilkoma miesiącami do Legnicy na czele zwycięzców spod Dunkierki.
W sali flagowej Domu Wehrmachtu już w środę postawiono na katafalku trumnę ze szczątkami generała dywizji Cranza, którą przykryto flagą wojenną Rzeszy, udekorowano kwiatami i wieńcami. Straż honorową trzymali oficerowie dywizji generała. Na poduszce ułożono ordery zmarłego, na samej górze Krzyż Rycerski Żelaznego Krzyża, którym generał dywizji Cranz został odznaczony 17 lipca 1940 r. wraz z 13 oficerami i jednym starszym sierżantem po zwycięstwie pod Dunkierką.
Żałobna parada przed Domem Wehrmachtu
Uroczysta żałobna parada, która odbyła się na placu przed Domem Wehrmachtu, rozpoczęła się w czwartek o godz. 10 rano. Trumnę ustawiono na otwartym placu przed Wehrmachtem na katafalku pośród wieńców, a po jej obu stronach ustawili się oficerowie. Po prawej i lewej stronie wybrukowanych ścieżek pozycje zajęły kompania flagowa z flagą i sztandarem Legnickiego Batalionu oraz honorowe delegacje jednostek wojskowych. Pośród licznie przybyłych żałobników spotkać można było generała dowodzącego VIII Okręgu Wojskowego, generała piechoty Halma, komendanta garnizonu legnickiego, generała dywizji Sorsche, a w dalszej części licznych generałów Starej Armii oraz Kreisleitera Lange reprezentującego władze, przewodniczącego okręgu Bachmanna, burmistrza Horstmanna, prezydenta sądu krajowego Dr Lorenza, majora policji porządkowej Dörriga, a także przedstawicieli X regionalnej jednostki Służby Pracy Rzeszy oraz innych urzędów i struktur. Po pieśni „Ein feste Burg ist unser Gott” ("Warownym grodem jest nasz Bóg"), odegranej przez muzyczny korpus regimentu piechoty, głos zabrał kapelan Wehrmachtu.
Trzeci dzień powiewają flagi opuszczone do połowy we wszystkich koszarach i w Domu Wehrmachtu. Tutaj na miejscu dowodzenia dywizją, która strzeże świętości żołnierzy garnizonu, flag i sztandarów batalionów i oddziałów, zebraliśmy się w najgłębszym smutku wokół trumny naszego komendanta. Ostatnie pożegnanie, ale nie ostatnie wyrazy miłości. Nasze umiłowanie, szacunek i wdzięczność będą podążać za zmarłych poza granice grobu. Cała dywizja począwszy od najstarszego oficera, a skończywszy na najmłodszym rekrucie, opłakuje człowieka, za którym podążaliśmy nie tylko wedle żołnierskiego posłuszeństwa, ale w pełnym radości zaufaniu.
Los tak chciał, żeby ten, którego śmierć oszczędziła na polach bitewnych nad Bzurą, Wisłą, Ypern i Dunkierką, został wyrwany ze środka swoich żołnierzy we własnej ojczyźnie podczas manewrów wojskowych mających za zadanie przygotowanie do nowej operacji wojennej i zwycięstwa. Teraz musimy go opłakiwać i kierujemy w tej godzinie nasze serca ku tym, którzy poprzez jego śmierć jeszcze więcej utracili niż my. Nie ma pośród nas człowieka, dla którego wiadomość o śmierci dowódcy dywizjonu nie byłaby niczym grom z jasnego nieba. I trzeba nam całej mocy naszej wiary, aby również teraz mieć siłę, by powiedzieć, iż nic się nie dzieje bez woli Wszechmogącego.
Życie zmarłego, które już poprzez dom rodzinny i wychowanie przeznaczone było zawodowi żołnierza, miało swój początek w tej części Rzeszy, którą na nowo pomagał odzyskać. Szkolony i hartowany w starym Wehrmachcie, zdał próbę wytrzymałości na wojnie, służył w Reichswehrze, o której ciągle lubił opowiadać, aż po nowy Wehrmacht, gdzie nadano mu wysoką godność generała. Powołanie na czoło dywizji oznaczało szczęśliwe uwolnienie z mającej swoje ograniczenia pracy w służbie ministerstwa. Dywizję prowadził od zwycięstwa do zwycięstwa aż po dzień, w którym doniósł swoim żołnierzom o wysokim uznaniu otrzymanym przez naczelne dowództwo armii, dodając, jak jest dumny z dowodzenia dywizją należącą do najdzielniejszej i najlepszej w niemieckiej armii. Następnie poprowadził swoich żołnierzy z powrotem do ojczyzny jako zwycięzców i nadal pracował nad ich kształceniem. Ostatnia jego myśl to zwycięstwo, ostatnia radość - wysoki poziom wykształcenia dywizji, z której był tak dumny.
Jego osobę charakteryzowały naturalna i niewymuszona uprzejmość oraz wesołość, prawdziwa życzliwość i żołnierska rycerskość. Natomiast myślą przewodnią, na której opierał swoje dowodzenie, była gotowość, by przyjąć na siebie odpowiedzialność.
Wypełniony niewyczerpaną wolą zwycięstwa inspirował każdego do najwyższego działania, powołując się na żołnierski honor. Dotknął tej ogromnej odpowiedzialności, która to czasami sprawiała, że usta milkły, a twarz twardniała, kiedy wydawał rozkazy, które kosztowały życie dzielnych żołnierzy. Dlatego też miał otwarte serce dla każdego z nich, brał udział w kolejach losu każdego żołnierza, był nie tylko dowódcą, ale również wiernym Eckartem [postać z legendy nordyckiej; godny zaufania strażnik i opiekun powierzonych mu synów jego pana. przyp. tłumacza], prawdziwym ojcem swoich żołnierzy.
Człowiek tak myślący i postępujący był żołnierzem całą duszą, w jego życiu rozbrzmiewała tylko jedna pieśń: wszystko dla Niemiec, wszystko dla zwycięstwa! Postać generała Cranza lśni jak niewidzialny sztandar przed oczami dywizji, za którym ślubujemy podążać. I tak żegnamy się z pierwszym żołnierzem dywizji. Jego życie stoi wzniośle ponad nami. Nie jest ono zakończone, a jedynie doskonale spełnione. Ściągnijmy hełmy, aby odmówić modlitwę. Po modlitwie i pieśni „Harre meine Seele” ("Wytrwaj duszo moja") głos zabrał komendant regimentu.
- Generale Cranz! Dywizja żegna Pana Generała. Dowodził Pan nami na wschodzie, a potem aż po Dunkierkę maszerował zawsze przed nami, nieustraszony i zdecydowany. W ojczyźnie przygotował Pan nas do nowej operacji, a odebrano nam Pana, w chwili kiedy armia niemiecka przygotowuje się do nowego ciosu. Był pan, Generale, dobrym przyjacielem dla swojego sztabu, a dla każdego żołnierza dobrym towarzyszem, stąd tak wielkie do Pana przywiązanie. Te więzy braterstwa nigdy nie zostaną przerwane. I chociaż dzisiaj tylko małe delegacje mogą Panu towarzyszyć w tej ostatniej drodze, w duchu maszeruje z Panem cała dywizja. Tutaj przy tej trumnie przyrzekamy, że będziemy dalej walczyć, zwyciężać, a gdy będzie trzeba, to też umierać, tak jak nas Panie Generale tego nauczyłeś. Pozostaniemy tym, czym byliśmy do tej pory: Dywizją Cranza!
Komendant garnizonu generał dywizji Sorsche w imieniu garnizonu pożegnał dowódcę dywizji odznaczonego Krzyżem Rycerskim.
Kreisleiter Lange w imieniu NSDAP przemówił jako rzecznik mieszkańców miasta i okręgu legnickiego, dziękując zmarłemu za jego czyny w obronie ojczyzny i złożył obietnicę w imieniu mieszkańców, że ojczyzna zawsze będzie godną bohaterskich czynów jej żołnierzy.
Kondukt żałobny do granicy miasta
Kompania honorowa po raz ostatni złożyła hołd swojemu komendantowi dywizji i przy dźwiękach pieśni „Jesus meine Zuversicht” ("Jezu, moja ufności") trumnę podniesiono, po czym złożono na lawetę armaty. W uroczystym kondukcie przy ściszonych werblach bębnów pochód ruszył ulicą Bitschenstraße (ul. Grabskiego,) po której obu stronach stali żołnierze dywizji Cranza, ku Siegeshöhe. Na granicy miasta trumnę przeniesiono do karawanu. Rozbrzmiała pieśń o dobrym towarzyszu, a następnie przy odgłosach salw piechoty i artylerii kondukt samochodowy, któremu towarzyszyła jednostka samochodów pancernych, wyruszył do Berlina. Tam generał dywizji Cranz zostanie uroczyście pochowany na cmentarzu Invalidenfriedhof. Nawet w najbardziej dalekiej przyszłości, kiedy tylko będzie mowa o bohaterstwie śląskiej dywizji i zwycięstwie spod Dunkierki, nazwisko Cranz będzie wymawiane z czcią jako imię jednego z najlepszych niemieckich żołnierzy.