Przedwojennej Legnicy już nie ma. Tu odbudowujemy ją wirtualnie. Chodzimy jej ulicami, poznajemy ludzi, ich codzienność, pracę i pasje. Bez polityki, bez uprzedzeń. Z miłości do miasta.

 
   
 
   


Szukaj w serwisie
Sprawdź nazwę ulicy
 
 


Fundacja Historyczna Liegnitz.pl

o Fundacji

Kategorie

Historia miasta
Katalog firm
Miejsca
Legniczanie
Galeria
Źródła

Nasz serwis

geneza regulamin pliki cookie (nowe zasady) mapa serwisu kontakt
« strona główna

Aktualności na forum

18.11.2022, Kefir:
Re: Sztuka cmentarna
Całą serię zdjęć legnickiego cmentarza wykonaną przez Krafta znajdziemy pod...

17.11.2022, Kefir:
Re: Sztuka cmentarna
Henry Kraft to mało znana nam postać naszego miasta. Człowiek wykształcony...

18.10.2022, Kefir:
Re: Sztuka cmentarna
Przykładowy grób na cmentarzu leśnym .Nasadzenia komunalne. Główny ogrodnik...

Zaloguj się do forum:

login:
hasło:

lub załóż konto


Nasi przyjaciele

 

Zitschke Wilhelm

Firma Wilhelm Zietschke została założona w maju 1864 r. Pierwsza jej siedziba znajdowała się przy Bischofshof (Dwór Biskupi) przy Frauenstraße (ul. Najśw. Marii Panny), w pobliżu zabudowań, gdzie później znajdował się sklep Richarda O’Briena. Wilhelm Zietschke zajmował się konnym transportem materiałów budowlanych.
Córka założyciela wyszła za urzędnika pocztowego Otto Kudoweh. W 1927 r. przedsiębiorstwo przejął ich syn Walter Kudoweh. Pod koniec XIX w. siedzibę firmy przeniesiono przy Königstraße 1-2 (ul. Przemysłowa). Wilhelm Zitschke była jedną z największych w tym rejonie firm transportowych specjalizujących się w przeprowadzkach i przewozach specjalnych. Po wojnie Walter Kudoweh działał w Görlitz. Ostatecznie w 1964 r. firma została włączona do państwowego przedsiębiorstwa VEB-Transport.
Syn ostatniego właściciela, Heinrich Kudoweh, urodził się w 1929 r. w Legnicy. Obecnie zajmuje się zbiorami legnickimi w Wuppertalu. Dzięki Jego uprzejmości publikujemy wspomnienia związane z rodzinną firmą Wilhelm Zitschke.

Kto go nie zna! Biały weselny coupé. W środku wyścielony białą satyną, zawsze udekorowany świeżymi wiankami mirtowymi. A także motto: „Panna młoda jedzie ku szczęściu samochodem od Wilhelma Zitschke”. Ileż to szczęśliwych par z Legnicy właśnie tak jechało ku szczęściu. Ale nie był to tylko biały coupé. O nie, do wyboru stały jeszcze ciemno-niebieski i czarno-brązowy. A i nie raz zdarzało się, że parę młodą wieziono wszystkimi trzema samochodami. Jak to? Ano tak, że w Legnicy obchodzono najwięcej ślubów w całych Niemczech. Co? Znowu patrzą państwo sceptycznie? To wszystko wina wojskowych, którzy tutaj stacjonowali. A do tego jeszcze to, że śluby brali szybko, zanim jeszcze przekwaterowano żołnierza do innego garnizonu albo też, niestety, wysłano na front. Ale też nie dało się nie zauważyć, ile tu słodkich dziewczyn. Przypominam sobie, że tylko podczas jednej soboty i niedzieli firma Zitschke woziła gości z 24 wesel. Do tego dochodziły jeszcze inne przedsiębiorstwa zajmujące się weselami. Firma John, też z ciemno-niebieskim coupé, pary w podeszłym wieku woziła limuzyną. Ale wracając do tych trzech samochodów coupé. Para młoda, ponieważ czasowo nie dało się tego zupełnie inaczej zorganizować, białym jechała z domu weselnego do kościoła, niebieskim, po zawarciu małżeństwa, z kościoła do fotografa, a stamtąd czarno-brązowym do wybranego lokalu, których to w Legnicy na takie okazje było całkiem sporo. Z punktu widzenia wydawanych dyspozycji, to praca jak w sztabie generalnym, żeby nie daj Boże żadna para nie została gdzieś w drodze, tzn. nie została zapomniana. Ale nigdy nie było żadnych skarg. Najpóźniej przed śląską kruszonką wszystko już było tak jak trzeba. Ceny za taką jazdę weselnym coupé przedstawiały się następująco: „biały” 22 RM /Reichsmark/, „niebieski” 18 RM i „brązowy” 16 RM. Do tego jeszcze 3 RM za wynajętego służącego. To dopiero były ceny!
Ale jeśli już chodzi o samo przedsiębiorstwo. Firma Zitschke została założona przez mojego pradziadka w maju 1864 roku w Legnicy. Pierwsza firma powozowa znajdowała się w Bischofshof. To było przy Frauenstraße (ul. Najświętszej Marii Panny), mniej więcej tam, gdzie później znajdował się kompleks budynków ze sklepem z zabawkami O’Briena. Firma oferowała przejazdy zaprzężonym powozem za opłatą. Oprócz tego również dostarczano i sprzedawano materiały budowlane, a zwłaszcza piasek z dwóch własnych piaskowni firmy. Pierwsza znajdowała się na Siegeshöhe (Wzgórze Zwycięstwa), tam gdzie później stał szpital garnizonowy. Druga była na obszarze wielkiego cmentarza, przy Breslauer Straße (ul. Wrocławska), późniejszy staw na cmentarzu. Dodatkową pracą była sprzedaż głazu narzutowego, wielkich kamieni, które znajdowano przy wydobywaniu piasku. Wiele z nich później postawiono jako kamienie nagrobne na cmentarzu Waldfriedhof. Jednak jeśli chodzi o „kamienie Zitschkego”, to kiedy przyjechałem raz w odwiedziny, żadnego już nie znalazłem. Pewnie znalazł się jakiś ich miłośnik i je wszystkie odtransportował.
Ale z powrotem do firmy. Dziadek Otto Kudoweh ożenił się z córką założyciela i zrezygnował ze swojej posady urzędnika poczty. Jeszcze na długo przed końcem wieku XIX przedsiębiorstwo zmieniło miejsce. Nową siedzibą firmy była teraz Königstraße (ul. Przemysłowa). Centralnie położona, na końcu Ritterstraße (ul. Rycerska), tam gdzie łączy się z Hedwigstraße (ul. Ściegiennego). Tutaj stworzono w końcu prawdziwe przedsiębiorstwo spedycyjne. Obok biura i mieszkań dla dorożkarzy znajdowały się tutaj przede wszystkim stajnie dla 28 koni, garaże, altany, ponadto duże poddasza na siano, słomę i inną paszę, wielki magazyn do przechowywania mebli i towarów związanych z przeprowadzką, jedna własna siodlarnia, kołodziejstwo, a w jeszcze jednym, dodatkowym budynku kuźnia. Wszystkie konie, pomiędzy 20  i 24, do chwili kiedy kowal nie został powołany do Wehrmachtu w 1942 roku, były tutaj podkuwane. Później u Platscha przy Ziethen-Brücke (most na rzece Czarna Woda) albo u Bienasta przy Kaiser Friedrich Brücke (most na ul. Kartuskiej). Kołodzieje firmy sami budowali wszystkie furgony, a wspólnie z kowalem także wielkie żelazne obręcze, które były nakładane na drewniane koła szprychowe furgonów i wozów meblowych. W warsztacie siodlarskim trzymano różnego rodzaju uprząż, jak chomąto, napierśniki, które utrzymywano w dobrym stanie, naprawiano, a także samemu wykonywano dla luksusowego dorożkarstwa. Kołodziej wraz z siodlarzem byli odpowiedzialni za tapicerkę wielu furgonów meblowych. Kto nie przypomina sobie niebieskich powozów z grubym, żółtym napisem „Wilhelm Zitschke, Liegnitz”.  Na dachach mieszkań natomiast stał slogan reklamowy „Przeprowadzka to sprawa zaufania”. Wiele 5-, 6- i trzy 8-metrowe furgony należały do inwentarza. Wszystkie były ciągnięte przez konie. Wagony były wyposażone w urządzenia mocujące tak, że możliwy był również transport koleją i wagony, jako ambasadorzy miasta, przetaczały się przez całe Niemcy. Od Królewca po Kilonie, od Monachium po Akwizgran, ale przede wszystkim z i do Berlina. W czasie ataków bombowych dwa wozy zniszczono w Hamburgu, jeden w Monachium i jeden we Frankfurcie. Ale największą dumą firmy był pierwszy fracht drogowo-kolejowy zakupiony w 1932 roku. Zwiastun naczep wymiennych, bez których w dzisiejszych czasach życie byłoby nie do pomyślenia. Ten samochód ciężarowy z przyczepą, pierwszy o takiej konstrukcji w Europie, zaprojektowany i wybudowany przez Schumanna z Werdau mógł według potrzeb mieć układ  skrzyni albo wagonu meblowego. Wówczas to nowocześnie mówiono na to „Kofferverkehr” (ruch walizkowy). Jeden z takich jeździł jeszcze w 1958 z napisem „Wilhelm Zitschke, Liegnitz” przez Saksonię i wiele Ślązaków nie tylko patrzyło ze zdziwieniem, ale podchodzili i pytali szofera, czy aby nie przyjechał z Legnicy.
Teraz przedsiębiorstwo prowadził mój ojciec Walter Kudoweh, który przejął interes w 1927, jeszcze przed swoim ślubem z Charlottą Lange, córką Paula Lange (Sarg-Lange) „Erstes Schlesiches Sargschmuckhaus und Sargfabrik” (Pierwszy Śląski Dom Dekoracji Trumien i Fabryka Trumien) przy Mauerstraße (ul. Murarska). W latach inflacji przedsiębiorstwo musiało ciężko walczyć o przetrwanie. W Legnicy dla wielu przedsiębiorstw wielki rozkwit nadszedł  wraz z budową licznych koszar oraz nieprawdopodobnie szybkim rozszerzeniem i rozbudową różnorodnych przedsiębiorstw przemysłowych oraz administracji z nową siedzibą w mieście. Przeniesienia wojskowe z i do Legnicy żołnierzy i urzędników sprawiły, że transport meblowy stał się wówczas prawdziwym hitem. Do tego jeszcze, co wyróżniało przedsiębiorstwo „Zitschke”, to specjalność firmy, a mianowicie  wykonywanie specjalnych transportów oraz transportu ciężkiego. Te specjalne transporty zaczynały się od pianin albo wielkich fortepianów koncertowych po 16 centnarów /1 centnar = ok. 50 kg/ wagi przeznaczonych do Domu Strzeleckiego albo Teatru Miejskiego, a także ważące tony granity oraz bloki marmurowe, np. do budowy koszar, a zwłaszcza „Haus der Wehrmacht” – „Standort-Lazarett” oraz innych budynków. Nie należy też zapominać o wielu szafach pancernych, z których niektóre ważyły do 50 centnarów. Niewielu wie, że transport tych ciężkich potworów wykonywany był na zlecenie urzędu Amt für Deutsche Geschichtschreibung und Reichsgeschichte (Urząd ds. Niemieckiej Historiografii i Historii Rzeszy). W pierwszych latach wojny transporty do Berlina i ewakuacja dokumentów i akt przeprowadzane były specjalnymi samochodami. Miejscami ich przechowywania były bezpieczne piwnice wielu śląskich zamków. Aby te szafy przetransportować, trzeba było przekuwać się czasami przez grube mury. Również zamówiony do tej pracy był „Zitschke”. W drodze trzeba było mieć ciągle własną załogę murarzy i cieśli w związku z zachowaniem tajemnicy całego tego projektu. Jeszcze jeden niezapomniany aspekt przedsiębiorstwa transportowego i jego różnorodnych możliwości. Wszystkie materiały specjalne, które były potrzebne do budowy wiaduktów autostradowych pomiędzy Wrocławiem a Żaganiem przewożone były przez firmę Zitschke. Najcięższą, pojedynczą rzecz, jaką transportowano, był kocioł parowy o wadze 520 centnarów, przewieziony na jednym z wagonów-cystern zbudowanych przez samo przedsiębiorstwo. Droga transportu wiodła od Schlottmanna, przez Hedwigstraße, Ritterstraße, Piastenstraße (ul. Piastowska), Poststraße (ul.Pocztowa) do stacji towarowej, gdzie kocioł przeładowano na wagon kolejowy. 24 konie i jeden ciągnik samochodowy ciągnęły tego kolosa przez ulice, a przechodnie patrzyli zadziwieni widząc taki niezwykły transport.  W zakładzie pracowało do 50 robotników, którzy nie zawsze byli na miejscu, tylko w swoich samochodach, tam gdzie właśnie wymagał tego transport. Podczas wojny większość pojazdów zarekwirowano. W tym też 13 koni. Również 14 pracowników musiało włożyć szary mundur. My młodzi, dwóch braci, byliśmy już teraz czwartym pokoleniem. Rozwóz paczek na zlecenie Poczty Rzeszy, dowóz materiałów ze stacji kolejowej do miejsca ich zapotrzebowania, ale też transport zmarłych należał do naszych samo przez się zrozumiałych zadań, tak samo jak chodzenie do szkoły i służba ostrzegania przeciwlotniczego na jednej z wież kościoła Piotra i Pawła. Tutaj też daje o sobie znać wyjątkowość przedsiębiorstwa. Zgodnie z mottem „Od kołyski po katafalk” u „Zitschkego” było wszystko. Wielu legniczan korzystało z tego. Począwszy od oszklonej bądź skórzanej landary do jazdy z dzieckiem chrzestnym do kościoła, po tego przeciwieństwo – karawan wiozący dziecko, na którym pomiędzy kozłem powozu a miejscami dla gości żałobnych można było jeszcze przewieźć dziecięcą trumienkę. Podzielony na różne klasy powóz, na którym na cmentarz wieziono w kondukcie pogrzebowym trumny ze zmarłymi zabranymi z domu śmierci, powóz towarzyszący dla gości żałobnych, albo też udekorowany kwiatami jako powóz dla gości weselnych, bądź też dla licznych wycieczek zamawianych latem przez całe rodziny. Najpiękniejsze jednak były wycieczki omnibusem konnym; długie wagony z dwoma rzędami siedzeń, zadaszone oraz z rozkładaną plandeką w razie ewentualnego deszczu lub innych niespodzianek. Wówczas jechało się do Kunic na mewie jaja, do Vorderheide (Raszówka), Donau, Greibnig (Grzybiany), do restauracji Bürgerberg w Złotoryi albo przez Parchwitz (Prochowice) nad Odrę. Podczas takich wycieczek pałaszowano wielkie kosze pełne kiełbasy  czosnkowej, bułek, piwa i kilku butelek wódki zbożowej. Cechy rzemieślnicze, załogi zakładów i firm, a i też duże rodziny wynajmowały te pojazdy. Dla wszystkich były to niezapomniane chwile, które najczęściej kończyły się radośnie na tańcach suto zakrapianych alkoholem w Musentempel, Tivoli, Lindenbusch albo w jakimś innym lokalu. Tu przypominają mi się niektóre nazwiska: załoga od Melziga przy Burgstr. (ul. Grodzka), od Hansa Fache przy Breslauer Straße, od Eberharda Bartloka, rzeźni Wolfa, Seifen Gellrich, Fahrad Bürger przy Frauenstraße, od Mitzingera i jeszcze wielu innych. Dla wielu było to wydarzenie, bo przecież normalnie, to cały rok tylko praca.
Na długo w pamięci pozostał również wielki kondukt pogrzebowy, który swój początek miał na Wzgórzu Zwycięstwa, a prowadził na dworzec towarowy. Kondukt ten przygotowany był i przeprowadzony przez Zitschke, a chodziło o złożenie szczątek inspektora Wehrmachtu, generała majora Cranza, który zginął w wypadku pod Neuhammer (w Świętoszowie). Katafalk z trumną umieszczoną na powozie ciągnęło 6 koni okrytych czarnym suknem. Kondukt, któremu towarzyszył batalion honorowy oraz wielka orkiestra 51. regimentu, minął „Haus der Wehrmacht” kierując się dalej ku dworcowi. Tam trumna została przeniesiona do specjalnego wagonu, by później złożyć ją na cmentarzu Invaliden-Friedhof w Berlinie.
Naprawdę interesujące przedsiębiorstwo ta firma Zitschke, które po prostu należało do historii miasta. Właściciel Walter Kudoweh był fachowcem. Od 1938 r. zarządzał parkiem samochodowym, ale że nie był członkiem partii, funkcja ta została mu odebrana dwa lata później. Nie mniej jednak działał jako ekspert w wielu komisjach niemieckich spedycji. W 1943 r. został zobowiązany do służby, tzn. dostał powołanie do wojska. Podczas gdy jego żona w ostatnich latach wojny zarządzała firmą, on zarządzał z Grosswartenberg (Syców) 700 zaprzęgami i należącym do nich personelem przy budowie Ostwallu dla projektu „Unternehmen Barthold”. Ogromna odpowiedzialność. Nie tylko dla ludzi i zwierząt, i całego należącego do tego zaplecza. To że mu się udało, jeszcze przed nadciągnięciem radzieckich sił zbrojnych, sprowadzić z powrotem do domu wszystkie zaprzęgi, które ściągnięto z całego środkowego i Dolnego Śląska, a do tego jeszcze  wbrew rozkazowi wytrwania do końca za wszelką cenę, jest po prostu dziełem prawdziwego fachowca. Do tego należała jeszcze roztropność, którą wykazał podczas opuszczania miasta w 1945 r. Wszystkie rodziny i ich członkowie należący do personelu firmy wychodziły z Legnicy w dobrze zorganizowanej kolumnie uchodźców. Już wcześniej wiele cywilów miało fałszywe pozwolenia na wyjazd z miasta i zostali przywiezieni do Görlitz ciężarówkami, które się jeszcze ostały, ruchem wahadłowym. On był jednym z ostatnich, którzy już pod obstrzałem opuszczali miasto na rowerze jadąc Kaiserstraße (ul. Kominka), Adalbert (Św. Wojciecha), Steinmetz (ul. Pancerna) – Goldberg (ul. Złotoryjska) poprzez Wzgórze Zwycięstwa. Przedtem jeszcze otworzył magazyn z żywnością Céres-Hallen (nasza sąsiadująca działka), którą przekazał do rozprowadzenia Francuzom i Holendrom, którzy byli pracownikami firmy. Jak później słyszeliśmy, zwłaszcza ci pracownicy, na ile to było możliwe, troszczyli się o mieszkańców pozostałych w Legnicy.
No i tak firma Zitschke szła w kolumnie uchodźców przez Goldberg, Löwenberg, Görlitz, Löbau aż w okolice Bautzen. Cały czas musieli iść zygzakiem, bo głównymi ulicami wolno było tylko przejeżdżać wojskom Wehrmachtu. Tutaj w Salzenforst pozostali około 6 tygodni. Ostatnie śląskie miasto Hoyerswerda stało się urzędem właściciela firmy. Stąd zaopatrywał niezliczone kolumny uchodźców i pojedynczych kierowców na zlecenie nadprezydenta Śląska w paliwo, a zwłaszcza w paszę dla koni. Tutaj też pojawiło się prawdziwe kuriozum: wielka kolumna wielbłądów, tak, dobrze państwo przeczytali, której towarzyszyli folksdojcze z Kaukazu i Krymu, których droga aż  tutaj przywiodła, gdzie też zostali zaopatrzeni. Mnóstwo jazd pomiędzy Jelenią Górą a Hoyerswerdą, aby dostać się do rezerw i magazynów, aby, jak zawsze powtarzał, zorganizować dla „ludzi”. Sytuacja na wojnie pchała kolumnę naprzód przez Hoyerswerdę, Schwepnitz, Königsbrück, Grossenhain, Meissen (tutaj przez Elbę), gdzie 9 maja przy Brand-Erbisdorf radzieckie siły zbrojne ją zatrzymały. Cel, aby przejść przez Muldę, pierwszą linię demarkacyjną pomiędzy Rosjanami a Amerykanami, nie został, niestety, osiągnięty. Po trzech tygodniach postoju w byłym obozie dla jeńców wojennych i częściowemu splądrowaniu już teraz szło się najprostszą drogą znowu w kierunku  Legnicy, tylko podczas noclegów schodziło się z głównych szos. I tak kolumna dotarła do Görlitz, aby na moście Behelfs-Brücke nad Nysą mieć takie szczęście, że na godzinę przed przybyciem przejście na Śląsk zostało zamknięte. Z 18 koni i 9 powozów, z którymi kolumna wyruszyła z Legnicy, pozostało 6 koni i 3 powozy, wszystko inne zabrały polskie bandy i radzieckie wojsko; i ta reszta ukryła się teraz za Zgorzelcem na terenie splądrowanego majątku, pośrodku pól minowych w pobliżu Niesky. W sierpniu przeprowadziliśmy się do Görlitz i firma Zitschke zaczęła znowu prowadzić swój interes. Pierwsze transporty mebli, żywności i paszy, odwożenie wagonów, dzień i noc zawsze w towarzystwie radzieckich wartowników. Była przecież godzina policyjna. Spalona ciężarówka Wehrmachtu wyciągnięta ze stawu przy Muskau została na nowo naprawiona i jeździła do 1964 r. po Görlitz i Saksonii z ową przywieszką do samochodu meblowego z napisem  "Wilhelm Zitschke, Liegnitz". Dzięki  wypożyczeniu koni wkrótce w stajni było już ich 10, a też pani Schubert zakupiła i odrestaurowała weselny coupé. Znowu transport ciężki i specjalny, oprócz przeprowadzek i dorożek weselnych, stały się marką firmy. Zaczęło się ponowne tworzenie firmy i wkrótce na Konsustrasse powstało miejsce spotkań wielu Legniczan oraz adres kontaktowy licznych uchodźców i jeńców wojennych, którzy poprzez matkę otrzymali adresy swoich krewnych. Powstała prawdziwa kartoteka, dzięki której można było odnaleźć wielu członków rodzin. Również nasze biuro było adresem kontaktowym dla wielu wypędzonych z Legnicy w następnych dwóch latach. Niedługo też na placu firmy, po jego uprzątnięciu, zrobiło się miejsce dla innej, znanej legnickiej firmy. I tak oto firma Hans Stamnitz Klaviaturen mogła rozpocząć produkcję. Rozbudowa przedsiębiorstwa przebiegała do 1953 r., kiedy to Walter Kudoweh za rzekome przestępstwo gospodarcze na szkodę państwa socjalistycznego został skazany na 15 lat więzienia. Firma przeszła w ręce państwowe. Przestępstwo: nie zapłacono urzędowi finansowemu. Ale to nie było możliwe, ponieważ miasto Görlitz i jego urzędy jak i VEB-Transport były zleceniodawcami transportów i same nie miały pieniędzy, żeby zapłacić zaległe rachunki. To były naprawdę zwariowane czasy. Wkrótce zresztą aresztowano prokuratora, sędziego i prowadzących dochodzenie funkcjonariuszy milicji oraz urzędników z urzędu finansowego. Po sześciu miesiącach w więzieniu Waldheim właściciel znowu wyszedł na wolność, a firma została mu zwrócona. W 1956 r. Walter Kudoweh umarł, a jego żona prowadziła interes aż do śmierci w 1962 r. Problemy były coraz większe. Nie było części zamiennych dla ciężarówek, ani opon, żadnych koni ani paszy. W prywatnym przedsiębiorstwie też nikt nie chciał pracować, bo socjalistyczne przyzwyczajenia i lukratywne przekazywanie sobie stanowisk w urzędzie transportowym niosło ze sobą beztroskie życie. Do roku 1964 firmę prowadził jeszcze nasz ekspedytor, który przedsiębiorstwie w Legnicy zaczął pracować jako praktykant w 1916 r., jednak w tym samym roku firma została ostatecznie wciągnięta jako dobro państwowe do VEB-Transport. Dokładnie 100 lat firma Wilhelm Zitschke działała jako legnickie przedsiębiorstwo i też należała do tego miasta. Synowie Waltera Kudoweha oczywiście też zostali spedytorami i pracowali  na wiodących  stanowiskach w międzynarodowych firmach, które rozbudowali, a teraz po ponad 40 latach oddanych firmie przeszli na emeryturę.

P.S. Biały weselny coupé został zabrany z Legnicy przez jednostkę radziecką i po raz ostatni widziano go w Meissen. Ciężarówka z trzyosiową przyczepą służyła w Pradze jako kuchnia polowa dla robotników cudzoziemskich i przez nich wraz z byłym holenderskim kierowcą i wieloma innymi Holendrami została zabrana do Groningen w Holandii, gdzie jednak państwo ją skonfiskowało. Ciągnik samochodowy znaleziono rozebrany na części na autostradzie przy Bautzen. Przyczepa samochodu meblowego stała w 1947 r. bez kół w Öels. Z 48 koni 18 ciągnęło wozy z uchodźcami, 30 koni było w ataku w Nikolstadt i Vorderheide, gdzie zostały przejechane przez oddziały bojowe. Działka, na której znajdowała się firma w Legnicy, Königsstraße 2 została całkowicie rozebrana i obecnie mieści się tam park samochodowy kombinatu wełny i dzianin. Budynek przy Königsstraße 1 jeszcze stoi i według najnowszych informacji ma zostać objęty ochroną zabytków.

Co pozostało jeszcze w pamięci oprócz tego, co tutaj zapisano? Nad drzwiami wejściowymi znajduje się relief. Znak firmy. Uskrzydlone koło wozu. Nad nim dżokejka, obok podkowa. Z tyłu skrzyżowane szpicruty i źdźbła zbóż. Wykute w murze logo firmy można jeszcze wyraźnie rozpoznać.

Zabudowania przy obecnej ul. Ściegiennego. Po lewej siedziba firmy transportowej Wilhelma Zitschke. Karta pocztowa z 1912 r. ze zbioru K. Makowca
Rachunek z firmy Wilhelm Zitschke z 1941 r. (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
Wóz Wilhema Zitschke przed siedzibą jego firmy przy obecnej ul. Przemysłowej (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
List z firmy Wilhelm Zitschke z 1944 r. (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
List z firmy Wilhelm Zitschke z 1942 r. (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
Koperta firmy Wilhelm Zitschke z 1944 r. (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
Karta korespondencyjna firmy Wilhelm Zitschke (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
Karta korespondencyjna firmy Wilhelm Zitschke (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
Powojenna wizytówka firmy Wilhelm Zitschke prowadzonej w Görlitz przez Waltera Kudoweh (prawa autorskie: Liegnitzer Sammlung Wuppertal)
Znak firmy transportowej Wilhelm Zitschke przy ul. Przemysłowej 1
Znak firmy transportowej Wilhelm Zitschke przy ul. Przemysłowej 1
« poprzedni następny »
 
   
   
   

 

   
  decor handcrafted by egocentryk.org  
   


    Serwis:     « strona główna    geneza     regulamin     pliki cookie (nowe zasady)     mapa serwisu     kontakt         |      Fundacja:     « strona główna    o Fundacji         |     flag DE

© Fundacja Historyczna Liegnitz.pl, 2011-2014. Wszelkie prawa autorskie zarówno do serwisu, jak i prezentowanych materiałów są zastrzeżone.